„kocham, że też jesteś trans”
o trans separatyzmie, trans radości i trans miłości


  • Reza Sałajczyk

  • 29 gru 2024

  • Agnieszka Wójtowicz-Zając, Julia Zając

Ilustracja to cyfrowy kolaż, łączący renesansowy obraz na którym Eros i Psyche leżą przytuleni do siebie, niewyraźne tło wydaje się być oknem przez które widać szare, polskie blokowisko.

Reza Sałajczyk, T4T Eros i Psyche, 2024

grudzień 2022

wstęp//peryferie

Drogi Transie, Droga Transko, Drogie Transo. To jest tekst dla Ciebie. Pisany z peryferii cispłciowej, heteroseksualnej kultury. Z pograniczy homonormy. Ze skrajów transnormy.

Chcę opowiedzieć Ci o sieciach transowej troski, o pożądaniu, o osobistych doświadczeniach miłości i wspólnoty. O zatarciu granicy między prywatnym i politycznym, o zmęczeniu i sile, jakie ze sobą niesie. O byciu trans w świecie operującym na podstawie logiki ludobójstwa kłirów. O przezwyciężaniu samotności, afirmacji naszych ciał i ucieczce przed cisowym spojrzeniem.

Nie obiecuję opowieści wyczerpującej. Jestem tylko jednym transem spośród tysięcy. Moja perspektywa jest skutkiem doświadczeń życiowych, nagromadzonej wiedzy, pozycji społecznej i zrządzeń losu. Być może Twoja będzie drastycznie różnić się od mojej. To jest okej. Przedstawiam tylko jeden ze sposobów bycia trans. Mnie przynosi wytchnienie i radość.

separacja

«oddzielenie lub odosobnienie osób albo rzeczy»1

Separujące się czy z zasady odseparowane? Wiktymizowane czy samowiktymizujące? Ofiara normalności czy heretyko? I tak dalej…

Nie lubię tej retoryki, fałszywych alternatyw odwracających uwagę od tego, co jest dla mnie istotne. Mogę mówić o opresjach, jakich doświadczam (jako osoba zależna od systemu medycznego i prawnego, trans, o niejednoznacznej ekspresji, poliamoryczna itd.), bez pozycjonowania siebie jako ofiary. Narzucenie sobie takiej roli jest dla mnie z gruntu bezproduktywne i z reguły tylko odwraca uwagę od tego, co mam do powiedzenia.

Moje doświadczenie separacji od cispłciowej, heteroseksualnej2 kultury to przede wszystkim doświadczenie rozczarowania. Rozczarowania w pierwszej kolejności instytucjami – rodziną, religią, szkołą, medycyną, akademią. W drugiej – osobami z mojego otoczenia. Na różnych etapach życia: członkami rodziny pochodzenia w dzieciństwie, osobami rówieśniczymi w wieku nastoletnim, osobami współstudiującymi potem. Każde z tych rozczarowań było bolesne, niektóre wciąż są, mimo że mogłoby się wydawać, że wcześniejsze powinny były mnie przygotować na kolejne. Jednak każde z nich dotyczyło innej grupy o innej specyfice – społeczności te łączy jedynie normatywność ich przedstawicieli.

Normatywność z zasady podlega uniewidzialnieniu. Osoby białe nie postrzegają swojego koloru skóry jako czynnika pozycjonującego je politycznie, osoby cis nie postrzegają swojej cispłciowości, osoby mono nie postrzegają swojej amatonormatywności itd. Każda z tych pozycji jest domyślna i może być kwestionowana dopiero w obliczu uwidocznienia się alternatywy. Jednakże ze względu na własną domyślność z konieczności ustawia się w pozycji wyobcowania i wykluczenia różnicy.

Moje życie pod wieloma względami stanowi alternatywę tych hegemonicznych ścieżek rozwoju. W niektórych aspektach zawsze stanowiło. Jako dziecko grube i autystyczne nie potrafiłom odnaleźć się w świecie relacji społecznych aż do gimnazjum, kiedy możliwe stały się dla mnie relacje z osobami o podobnych zainteresowaniach. Społeczna reidentyfikacja z domyślnej roli heteroseksualnego chłopca do geja wiele ułatwiła również w kontaktach z osobami identyfikującymi się wówczas jako dziewczyny. Gejowość uczyniła mnie bezpiecznym, wypranym z męskiego spojrzenia.

Oczywiście to tylko połowiczna prawda. Określenie się jako gej w przedsionku mojej nastoletniości nie anulowało lat internalizacji seksistowskich stereotypów. Dopiero świadoma dekonstrukcja, zapoczątkowana krótko po dwudziestce, uwrażliwiła mnie na te kwestie. Duży udział miał w tym również jeden z moich byłych, który jest radykalnym feministą. Nie jestem idealne, nadal wielu rzeczy się uczę. Ćwiczenie wrażliwości na nierówności społeczne to w końcu całożyciowy proces. 

Ale, wracając – życie w społeczeństwie podlegającym imperatywom heteroseksualności i cispłciowości jest dla mnie, jako dla kłira, z gruntu alienujące. Mój zasób kulturowych punktów odniesienia jest nieporównywalnie węższy niż ten dostępny cishetom. Dotarcie do niego wymaga też z reguły więcej pracy poznawczej. Dla naszych społeczności emblematyczna jest m.in. lepsza niż przeciętnie znajomość języka angielskiego. Najczęściej wynika ona z niedostępności po polsku tekstów, które dają możliwość rozpoznania siebie. Nigdy nie znałobym angielskiego tak dobrze jak teraz, gdyby nie okres mojej fascynacji amerykańską kulturą vlogerską i dragiem – momenty, które rozpoznaję jako kluczowe dla rozwoju mojej zdolności poruszania się po pedalskiej infosferze.

Poczucie obcości, zarówno wśród innych ludzi, jak i we własnym ciele, towarzyszyło mi aż do momentu mocnego osadzenia się w transowych społecznościach i zaczęcia tranzycji hormonalnej. Kiedy o tym myślę, osmoza między moim ciałoumysłem a jego społecznym osadzeniem wydaje się oczywistością. Wobec tego niemożliwe jest określenie, w jakim stopniu to integracja z moimi społecznościami, a w jakim zmiany w gospodarce mojego ciała pozwoliły mi zamknąć przepaść pomiędzy sobą a rzeczywistością.

Oba procesy zachodziły w ścisłej styczności ze sobą i we współprzenikaniu. Odnalezienie społeczności było w moim wypadku pierwsze. Ale to budowane latami, oparte na doświadczeniach setek innych trans osób sieci wiedzy umożliwiły mi w ogóle dostęp do tranzycji. Tranzycji rozumianej nie tylko w kategoriach medycznych, ale również jako przyzwolenie sobie na zmianę myślenia: o sobie, o świecie, o innych ludziach, o płci, o wykluczeniu. Hormonalne modyfikacje mojego ciała są w niepomijalnym stopniu skutkiem mojej integracji z transowymi społecznościami.

Obowiązkowa nota: ktoś może wobec tego powiedzieć, że gdybym nie miało dostępu do transowych społeczności, moja tranzycja nigdy nie stałaby się faktem. Być może tak by było, nie wiem. Ta perspektywa jest problemem tylko wtedy, gdy zakładamy, że bycie trans, a w szczególności performowanie transowości, jest czymś negatywnym. Dla mnie nie jest. Na obecnym etapie mojego życia kocham to, że jestem trans, że trans osoby istnieją i że mogę z wieloma być blisko. 

Funkcjonowanie heteronormatywnego społeczeństwa opiera się na logice wykluczania mnie i podmiotów mi podobnych w celu nigdy niekończącej się reprodukcji jego podstawowych założeń – fizjologia wyznacza tożsamość, granice ekspresji płciowej są sztywne i stanowią podstawę podporządkowywania podmiotów regułom patriarchalnej przemocy, heteroseksualna rodzina istnieje, aby produkować i nadzorować heteroseksualne dzieci. Istnienie transów, kłirów i dziwadeł jest czysto instrumentalne – stanowi (pozornie odległy) punkt odniesienia dla wytwarzania/pozycjonowania normatywnych tożsamości. Rola, jaką odgrywamy w teatrze heteroseksualnego performansu, zawsze sprowadza nas do tła, wobec którego mogą rozgrywać się życia cishetów. Ich przemyślenia, ich uczucia, ich kryzysy. Oczywiście nie jest to oddzielenie absolutne: z „ich” strony można przejść na „naszą”. Z „naszej” na „ich”. Niemniej, istotny jest moment odegrania podmiotowości, a nie jakaś jej dyskretna, „prawdziwa” tożsamość. Upraszczając Butleriański truizm: to, co performowane, jest tym, co rzeczywiście jest konstytuowane.

Wobec tych warunków powstaje pytanie – jak chronić się przed uprzedmiotowieniem? Jak przezwyciężyć poczucie dogłębnej inności? Jak nie ulegać fetyszyzującym spojrzeniom i pytaniom? Jak rozładować płynącą z nich frustrację? Jak budować pozytywny obraz siebie w świecie, który te obrazy zawłaszcza i eksploatuje?

T4T

tylko kochankowie przeżyją

lipiec 2021
Leżę na skłocie na łóżku osoby, z którą wkrótce mam się zejść. Najpewniej uprawialiśmy przedtem seks. Opowiada mi pewną wersję przestrzeni, w którą wtedy nie jest mi trudno uwierzyć: wyspy autonomii na terenie okupowanym przez państwo polskie. W tej chwili, kiedy leżymy przytulxnx, autonomii wolnej od cisheteroseksistowskiej przemocy. Przynajmniej w tym momencie, przynajmniej wobec siebie. Ulga. Ciepło. Oczyszczenie.

Być może już wtedy ta sama przestrzeń była wobec niego wroga. Dowiem się o tym dużo później. Już po eksmitowaniu go stamtąd przez maczystowskich, patriarchalnych anarchistów z drugiej strony podwórka (sic!). W efekcie na skłocie nie pozostanie ani jedna osoba kobieca, ani jeden kłir.

A jednak w lipcu, pomimo obiektywnie prekaryjnego położenia, mój kochanek mógł w mojej obecności afirmować bezpieczeństwo tego miejsca. Bezpieczeństwo uzależnione od kontekstu czasowego, być może przygodne. Ale, mimo wszystko, wypowiedziane, powołane do istnienia na mocy kłirowego pożądania i troski.

Nie chcę przypisywać fałszywych intencji mojemu byłemu ani dopytywać go, kto jeszcze mógł usłyszeć od niego takie słowa. Ostatecznie uważam to za drugorzędne. Poprzez pamięć i opowieść nasze doświadczenia ulegają tekstualizacji. Teksty podlegają interpretacji. Ten tekst, fragment mojego życia, interpretuję jako jeden z wielu momentów transowej troski, których miałom szczęście doświadczyć.

Nie pamiętam, która z moich znajomych osób mi to powiedziała, ale usłyszałom od niej, że kiedy stresuje się w miejscu publicznym, wyobraża sobie, że wszyscy dookoła są trans. I to ją uspokaja. Jest coś niesamowitego w wyobrażaniu sobie świata zasiedlonego w pełni przez inne transy. W wyobrażeniu świata włączającego, a nie wykluczającego, w którym wszystkie osoby mają jakąś wspólną płaszczyznę porozumienia. Czasem te utopie ułatwiają oddychanie. Czasem podlegają krytyce.

T4T (T for T, trans for trans), czyli trans dla trans. Seksualność, styl życia, polityczny wybór. Wysięk tego, co prywatne poza sferę dyskretnych tożsamości. Samoobrona przed cisowym, fetyszyzującym spojrzeniem. Upodmiotowiająca i emancypująca wzajemna seksualizacja naszych modyfikowanych ciał.

Tylko raz w życiu zdarzyło mi się dotąd randkować przez chwilę z osobą cispłciową, w dodatku zanim samo zaczęłom świadomie eksplorować własną transowość. Moje doświadczenia ostatnich lat to budowanie społeczności, relacji seksualnych i romantycznych w pierwszej kolejności z innymi osobami trans. Jestem T4T globalnie, tj. przyznaję priorytet relacjom z innymi osobami trans w moim życiu bez względu na charakter tych relacji. Moje otoczenie, zarówno internetowe, jak i IRL to w tym momencie w większości inne transy.

Oczywiście możliwość budowania społeczności IRL to przywilej płynący z mieszkania w stolicy. Mogę tworzyć takie relacje, ponieważ są mi dostępne. Dla wielu osób z mniejszych miejscowości jest to trudniejsze. Dla niektórych relacje internetowe okazują się jedyną możliwością aż do momentu przeniesienia się do większego miasta. 

Poniżej zajmę się omówieniem kilku aspektów T4T. Trzy motywy, które intuicyjnie mi się nasuwają, to pożądanie, troska i polityczny wybór. Pójdę za tymi tropami. Być może zaprowadzą nas one w jeszcze inne miejsca. Zapraszam do wspólnej medytacji.

pożądanie

„wszystkie osoby trans są hot”
„trans ciała są piękne”

Transowe pożądanie bywa zdradliwe. Nosi klątwę cisheteroseksistowskiej medycyny – wyobrażania sobie transowych podmiotów jako możliwych jedynie heteroseksualnie, a czasem zupełnej odmowy wyobrażania sobie naszych ciał i seksualności inaczej niż jako odrażających i zboczonych, wymagających „korekty”, inherentnie prowadzących do rozczarowania. Bywa niezdarne, zbyt intensywne, bo przez nasze dorastanie wiele z nas nie miało możliwości, żeby się w nim ćwiczyć, ani wiedzy, jak to robić. Bywa krzywdzące, gdy powiela przemocowe schematy i/lub opiera się na logice zinternalizowanej transfobii. Jednak w swojej bezpiecznej formie może stać się punktem zbiegu wyjątkowych doświadczeń.

Trudno jest wytłumaczyć poczucie bezpieczeństwa, jakie towarzyszy mi w cielesnych spotkaniach z innymi transami. Po części bierze się ono z dzielonego doświadczenia wyobcowania naszych ciał z dominującego imaginarium kulturowego. Poza niektórymi kłirowymi mediami transowe ciała nadal są celebrowane głównie w ich wystandaryzowanych płciowo kształtach. Kobiece (trans) kobiety i męscy (trans) mężczyźni.

Tymczasem nasze ciała przybierają tak wiele różnych kształtów i konfiguracji. Realizują tak wiele modalności. Z bliznami, rozstępami, małymi i dużymi piersiami, z testopenisami i estropenisami. Z włosami na cyckach i topornie rosnącym zarostem. Z rozciągniętymi sutkami lub ich zupełnym brakiem. Grube, chude, naznaczone bliznami samookaleczeń, świadectwem zdolności przetrwania nawet w skrajnie nieprzyjaznych warunkach, pełno- i niepełnosprawne. W każdym możliwym kolorze skóry. Modyfikowane i niemodyfikowane. Niejednoznaczne i ekstremalne oraz zupełnie niepozorne.

Chcę podkreślić, że transowość nie ma dla mnie jakiegoś realnie fizycznego wymiaru. Nie może być zmierzona za pomocą tego, czy ktoś bierze hormony, bądź ma za sobą jakieś operacje. Transowanie ciała odbywa się na poziomie performatywnych aktów językowych. Odbywa się na etapie samoustanawiania się jako trans. Cielesność nie może być interpretowana w oderwaniu od narzuconej jej symboliki. Niebinarne ciała również są transowe, nawet jeśli nie podlegały żadnym medycznym modyfikacjom.

Każde trans ciało jest piękne. Nie dlatego, że wygląda w jakiś szczególny sposób. Dlatego, że jest świadectwem tego szczególnego, zagmatwanego bycia. Dlatego, że za każdym razem, kiedy widzimy się nawzajem, kiedy zanurzamy się w fałdach skóry, doświadczamy ulgi. Jak dobrze móc istnieć jedynie wobec obrazu, który nie musi być porównywany. Który nie jest zmuszany do bycia punktem odniesienia.

Nasze ciała są fetyszyzowane, zwłaszcza przez cispłciowych mężczyzn. Każda osoba trans, która kiedykolwiek zainstalowała grindra albo wrzuciła swoje nagie zdjęcie na Twittera, jest tego boleśnie świadoma. Różnica pomiędzy transowym pożądaniem a cisowym, fetyszystycznym spojrzeniem mieści się w ładunku znaczeniowym transowości w każdej z tych perspektyw. Transowość w oczach osoby trans jest zrozumiała. Jest codziennością naszego życia. Nie ma w niej nic egzotycznego, nic, czym można by zawładnąć, co można by skolonizować3. Tak, występuje pożądanie, ale to pożądanie ciała zrozumiałego, upodmiotowionego, w którym dostrzegamy też własną kruchość. 

Fetyszyzacja to wyobcowanie. Fetysz, czyli przedmiot o szczególnej mocy, może mieć tę moc tylko wtedy, gdy zawiera w sobie element transgresji. Przekroczenia tabu. Dla fetyszyzujących nas cisów to właśnie różnica jest seksowna. Seksowne jest to, że jesteśmy innx. 

Chaser, skrót od tranny chaser, czyli uganiający się za transami4. Z reguły cispłciowy mężczyzna, często (choć nie zawsze) poza swoimi seksualnymi eskapadami z osobami trans pozycjonuje siebie jako heteroseksualnego. Poniżej kilka przykładów z grindra. Nie mam zbyt dużo materiału empirycznego, ponieważ mój grindr zawiera naprawdę pokaźny katalog zablokowanych profili.

„Quirky hetero on an adventure! I prefer girls (trans). 😉 Doc told me to try this app (Dr Slaneesh)”

„napisz… zapytaj…lubię szczupłych małe owłosienie i zarost… twink….transki i szczupłe chłopaczki ,wino ,dobre jedzonko :D420”

„Cis man looking for TS or twink Fuck me and jerk me”

„Looking for dominant trans only. Blank profiles, guys, subs=ban.”

Realność naszych ciał i doświadczeń staje się drugorzędna. Patriarchalna supremacja męskiego podmiotu podporządkowuje sobie wszystkie inne ciała. Chaserzy to bardzo niejednolita grupa, o której mogłybyśmy długo pisać. Ich częstą reakcją na wyraźny brak zainteresowania jest odwet w postaci otwartej transfobii i dehumanizacji. Odmowa wpasowania się w scenariusz patriarchalnej fantazji zostaje natychmiast ukarana poprzez alienację. „Ale hotuwa” i „jebane dziwadło” dzieli czasem jedno słowo5.

Nie zakładam wykluczania się tych komunikatów. Przeciwnie. Uważam, że to właśnie bycie „jebanym dziwadłem” umożliwia bycie „hotuwą”. Bycie kurewsko dziwaczną hotuwą. Seksowne, bo dziwaczne. Bo obce względem hegemonicznej cishet męskości. Kolonizowalne. Różnica służy afirmacji normatywnego, męskiego podmiotu. W rzadkich przypadkach relacja z chaserem może zakończyć się załamaniem stabilności jego tożsamości i skutkować otwarciem się dla niego alternatywnych ścieżek życia. Koszty, jakie ponosimy, nie są tego warte.

Są osoby trans, których to pozycjonowanie nie odrzuca. Nie chcę, żeby miały poczucie winy, czytając te słowa. Ostatecznie każdx z nas szuka sposobów na realizowanie swoich potrzeb. Wiele osób w ogóle, nie tylko trans, wciąż podnieca wizja patriarchalnej dominacji, nieustannie internalizowana za pośrednictwem przekazów medialnych każdego rodzaju. Dekonstrukcje tych narracji wymagają pracy, zasobów i możliwości. Inną sprawą jest też dostępność tego typu seksualnych doświadczeń. Chaserów nie jest trudno znaleźć. Czasem można też czerpać z relacji z nimi korzyści finansowe (osobo seksworkerska, Twoja praca to praca).

Czy możliwa jest zupełna ucieczka przed fetyszyzacją w przesiąkniętym nią świecie? Początkowo, pisząc ten tekst, jednoznacznie przyjęłom, że tak. Potem rozmawiałom o tym z jedną ze znajomych osób, w efekcie czego czuję się zobowiązane wprowadzić rewizję. Moje podejście do trans cielesności i seksualności zawiera w sobie z gruntu fetyszyzujący komponent. Widzę w trans ciele szczególne piękno i siłę. Rekontekstualizuję jednak kwestię obcości. Obcość jest zastąpiona znajomością. Trans ciało jest hot, ergo moje ciało jest hot. Moje ciało jest hot, ergo trans ciało jest hot.

Pozytywna transowa fetyszyzacja transowych ciał na potrzeby emancypacji i niepostradania zmysłów jest dla mnie koniecznością. Jest przeciwwagą wobec fetyszyzacji alienującej. Bycie jebaną hotuwą-dziwadłem przestaje być doświadczeniem samotnym. Staje się wspólnotowe. Wyobcowanie zastępuje afirmacja. Tak, jestem transem, jebanym hot dziwadłem, i ty też, i zajebiście. Cisom nic do tego. Cisy nie rozumieją. Cisy nie będą mieć nigdy dostępu do tych doświadczeń. 

Oprócz pozytywnej fetyszyzacji są też po prostu momenty wytchnienia. Możemy zgubić się nawzajem we własnych ciałach i nie odnaleźć tam nic oprócz przyjemności. Żadnych naddatkowych znaczeń. Żadnych odniesień. Nie musimy być teatrem (zapożyczone od przyjaciółki-artystki). Jedynie radość i ciepło. Jedynie dźwięki cielesnych wydzielin. Seks na śniadanie, odgrzewany makaron z poprzedniego dnia i spacer po wybrzeżu. Robienie sobie nawzajem zastrzyków hormonalnych. Nie tyle zapominanie o tym, że jesteśmy trans, co codzienność i nudność tego faktu.

troska

New world order, no more gods, only SOPHIE
Y'all know God is trans, so let's pray to her and stream Trophy
Tonight let’s do shit that gets us in cringe comps
Make some new behaviors that straight people will infringe on6

mos thoser, food house7

Od pewnego czasu szukam pracy po rozwiązaniu umowy z poprzednią pracodawczynią. W efekcie jestem wystawione na nieustanny kontakt z cispłciowym światem w postaci osób rekruterskich, menadżerskich itd. Kto z Was ma za sobą takie doświadczenia, doskonale wie, jak wyczerpujące psychicznie jest trwające w nieskończoność pasmo misgenderowania i outowania się jako osoba trans.

Oczywiście nikt nie każe mi się outować. Jednak jako osoba z pokaźnym biustem, ubierająca się raczej w damskie ubrania, czuję się bardziej komfortowo, informując o tym, że jestem trans, jak najwcześniej. Najbardziej frustrująca jest jednak sama świadomość, że mój głos jest jednoznacznym sygnałem, że jestem mężczyzną. A jedyny typ komunikacji dostępny mi podczas rozmowy telefonicznej to ten werbalny. Chce się kląć.

Można mi oczywiście zasugerować wypieraną dysforię. Odmawiam jednak przyjęcia perspektywy lokalizującej tylko we mnie ów dyskomfort związany z życiem w świecie, który zakłada/wytwarza moją tożsamość na podstawie jednej przypadkowej cechy. Poza tym lubię mój głos, lubię jego barwę i to, co jestem w stanie nim robić (mam za sobą doświadczenia amatorskiego teatru i pracy nauczycielskiej).  

Jestem też w tym specyficznym położeniu, że imię, którym posługuję się na co dzień, kończy się na „a”. W naszej kulturze językowej takie imiona prawie zawsze są czytane jako żeńskie. W efekcie dochodzi do podwójnie niekomfortowych sytuacji. Osoby rekruterskie dzwonią do mnie spodziewając się, że CV nadesłała kobieta. Co prawda kobietą nie jestem, ale takie założenie jest dla mnie w zupełności akceptowalne. Następnie, po usłyszeniu mojego głosu, zaczynają zwracać się do mnie jak do mężczyzny. Następnie ja muszę dokonać ujawnienia, żeby wymusić powrót do pierwotnego, komfortowego dla mnie stanu.

Te interakcje są dla mnie punktami, w których zbiegają się wszelkie lęki/fantazje o (mikro)agresji. Każdy out to pole potencjalnej przemocy. To nieustanne szykowanie się na wszelkie ewentualności. To słyszenie rzeczy typu „to żaden problem” (???). Okej, fajnie, że to żaden problem, dlaczego to miałby być problem? Dlaczego muszę w ogóle brać tę możliwość pod uwagę? Oczywiście osoba, która ujęła to w ten sposób, misgenderowała mnie przez całość spotkania, nie zwracając na ten fakt większej uwagi. Niektóre osoby po prostu nie mają czasu, żeby zawracać sobie głowę takimi szczegółami (sarkazm).

Zdaję sobie sprawę, że pomimo lat asymilacyjnego aktywizmu nadal jesteśmy na początku drogi do upowszechnienia wiedzy na temat tego, czym jest transpłciowość. Że dopiero wchodzimy w etap, na którym moje kochane rodzeństwo8 ma siłę i odwagę otwarcie mówić o tym, że jest trans i/lub niebinarne w miejscach pracy. Że może być out i nie dążyć do ukrywania tego.

Pozwolę sobie tutaj przywołać pracę jednej z moich przyjaciółek, grafikę, która dobrze oddaje moje uczucia w interakcjach z cispłciowym światem.

Ilustracja przedstawiająca osobę lężącą na łóżku wśród poduszek, której ręce i nogi są wydłużone i wyginające się na różne sposoby, jakby plastikowa lalka smażona na patelni

otalia łysakowska, try as i might, to them this body is just a spectacle, 2022.

W tle widzimy tłum postaci, które obserwują transpłciową podmiotkę. Jej ciało jest porozciągane, wyprane, zmęczone jak zużyty lateksowy kostium. Nasze ciała to spektakl. Odgrywanie klisz i stereotypów, nawigowanie w kolczastym świecie, w którym istnieją bardzo sztywne granice ekspresji i tożsamości. Poruszanie się pomiędzy nimi to nieustanna, wyczerpująca praca. To nie jest tak, że nie możemy się z nimi układać. Oczywiście, że możemy. Ale te poruszenia i układy zawsze są na widoku, zawsze przyciągają uwagę. Jawią się jako spektakularne, mimo że dla nas są zupełnie codzienne.

Najlepszą odtrutką na zmęczenie związane z przebywaniem z cisami jest nieprzebywanie z nimi. Innymi słowy: przestrzenie wyłącznie dla transów. Takie, gdzie jestem intymnie z kochankami lub przyjaciółmi. Takie, w których mogę po prostu wmieszać się w tłum osób dzielących wspólne doświadczenia. Oczywiście nie jesteśmy grupą zupełnie jednolitą, ani tożsamościowo, ani ideowo, ani politycznie. Niemniej mimo wszystko dzielimy pewne wspólne momenty i doświadczenia, których osoby z „tamtego świata” po prostu nie mają.

Zależy mi na tym, aby przestrzenie tylko dla osób trans były przestrzeniami troski. Często z natury nimi są. Hil Malatino pisze o m.in. o doświadczeniach medycznych – operacjach afirmujących płeć, po których bardzo trudno funkcjonować bez wsparcia. Klasyczny psychologiczny koncept sieci wsparcia poszerza/zawęża do pojęcia sieci troski – wzajemnych międzypodmiotowych powiązań, w których podtrzymywane są bezinteresowne relacje. Tworzą one przestrzenie wytchnienia od świata bezwiednie dążącego do naszej zagłady.

Być może samo słowo „zagłada” jest na wyrost, jeśli wziąć pod uwagę jego historyczny kontekst. Jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że istniejemy w sytuacji ciągłego zagrożenia. Ostatnio pisałom niepublikowany jeszcze artykuł o nienawiści w internecie: 4chan, 8kun, Kiwifarms – te klimaty. Oglądałom długie filmiki Clary Sorrenti (Keffals) o tym, jak @/LibsOfTikTok na Twitterze podsycają agresję wobec placówek świadczących usługi medyczne dla osób trans9. Na mojej watchliście jest długie wideo Abigail Thorne o tym, jak system medyczny w Zjednoczonym Królestwie zawodzi osoby trans (trochę nie mam na nie siły)10. Znam statystyki samobójstw, nie dzieli mnie więcej niż jeden stopień oddalenia od znania trans osoby, która popełniła samobójstwo.

Jesteśmy systemowo wymazywanx z historii, a nasze istnienie jest usuwane z publicznych przestrzeni przez przedstawicieli patriarchalnego, seksistowskiego, białosuprematystycznego świata. Przemocą w tej czy innej formie. Bronią palną, jak w przypadku niedawnego ataku na klub gejowski w Bratysławie, kiedy zginęła m.in. osoba niebinarna1112. Literą prawa i gatekeepingiem medycznym, które doprowadzają nas na skraj wyczerpania. Słowami i czynami naszych nieakceptujących rodzin pochodzenia, niekiedy tak ekstremalnymi jak eksmisje, gwałty „korekcyjne” czy egzorcyzmy.

Chcę wiedzieć, że jesteś bezpiecznx. Chcę Cię kochać. Chcę spędzić z Tobą miło czas pomimo tego, że oboje mamy to wszystko z tyłu głowy. Że wiemy, że w jakimś sensie ten świat nas nienawidzi. Że nic nie możemy z tym zrobić, jak bardzo byśmy się nie staraxx. Chcę być tylko ciałem, w którym nie ma niczego do podglądania, nie ma różnicy, które w obliczu Twojego ciała jest równie „inne”. Chcę Cię wspierać w Twoim dążeniu do szczęścia. Zasługujemy na szczęście. Zasługujemy na życie poza ciągłym stanem zagrożenia.

Kocham każdą osobę trans, nawet jeśli nasze relacje są trudne i w niektórych kwestiach jesteśmy po różnych stronach barykady. Kocham, bo uważam, że to konieczne. Że nie mogę nie kochać w obliczu świadomości tego, jaki jest dla nas świat. Że żeby móc kochać siebie i akceptować położenie, w jakim jestem, muszę też kochać nas wszystkie. Bo bez siebie nawzajem nie przetrwamy.

Ta miłość przejawia się na wiele sposobów. Czasem troską o osoby w trudnej sytuacji, o transową młodzież, która stawia swoje pierwsze kroki w tym poplątanym świecie, często musząc już zmierzyć się z pierwszą przeszkodą w postaci rodziny pochodzenia. Czasem namiętnością i pożądaniem innych transowych ciał, pragnieniem stopienia się w jedno, zapewnienia sobie ciepła i bezpieczeństwa. Czasem bezpośrednim wsparciem finansowym, wpłatą na zrzutkę, zapewnieniem schronienia komuś, kto tego potrzebuje. Czasem po prostu spędzeniem razem dobrze czasu. Nikt nie mówi, że nasze miłości mają być zobowiązujące. Jedyne, czego nam życzę, to żeby były szczere i czyniły świat wokół nas znośniejszym.

Ta kłirowa i transowa sieć troski nie ma środka. W pewnym sensie wyłoniła się, bo normatywne i domyślne ośrodki życia zawiodły, nigdy nie były nam dostępne, bądź nawet przez nas pożądane. Tak wiele wątłych lub zerwanych relacji z rodzinami, które sprowadziły nas na świat lub adoptowały, sceptycyzmu i przysłowiowego uczulenia na normatywne struktury rodzinne, tak wiele interpersonalnego, instytucjonalnego i zawodowego trzymania na dystans, wykluczenia i ostracyzmu. Mogę to podsumować na inne sposoby – jest też dużo radości. Ale byłoby naiwnością zaprzeczać, że rzeczy, które nas łączą, nie są częściowo bezpośrednio związane z emocjonalnym i praktycznym porzuceniem nas przez osoby i instytucje, których potrzebowałyśmy – lub byłyśmy zmuszone potrzebować – żeby przeżyć. To przez to odrzucenie nauczyłyśmy się troszczyć o siebie nawzajem.

Hil Malatino, Przetrwać Trans Antagonizm13

polityczny wybór

Ilustracja przedstawia zdjęcie Kim Petras pokazującej gesty pokoju z podpisem "nie wyślę cisom nudli za darmo" w stylu wordartu z wczesnych lat dwutysięcznych

queerseparatism, nie wyślę cisom nudli za darmo, 2021.

Jestem T4T, ponieważ chcę być T4T. W mojej panseksualności nie ma nic inherentnie kierunkującego moje pożądanie w stronę osób trans. Jestem bardziej masc/butch leaning – częściej podobają mi się osoby prezentujące się męsko. W swoim życiu widziałom na portalach randkowych wielu cispłciowych mężczyzn, i nieco mniej cispłciowych kobiet, wzbudzających we mnie pożądanie. Nie czuję szczególnej chęci, by dążyć do tworzenia z nimi ani przygodnych, ani trwałych relacji.

Na tym etapie życia działam, opierając się na mniej więcej takiej logice. Każda interakcja i relacja z drugim człowiekiem to pewien wysiłek emocjonalny14. Wymaga zarówno mojego czasu, jak i zaangażowania. Uznaję siebie i inne osoby trans za grupę w obecnych warunkach społecznych zaniedbaną, jeśli chodzi o systemową troskę, o to, ile świat jest gotów poświęcić nam czasu i energii. Ergo, chcę przyznawać priorytet relacjom z innymi osobami trans, ponieważ uważam, że w ten sposób robię coś pozytywnego dla siebie, jak i dla nich. Mam poczucie, że mój wkład emocjonalny w budowanie moich społeczności jest czymś wartościowym, co daje mi spełnienie.

Żeby nie brzmieć zbyt martyrologicznie – jestem świadomą częścią ekosystemu miłości, w którym żyję. Moje podstawowe doświadczenie cispłciowych chłopców i mężczyzn to doświadczenie przemocy, której od nich doświadczałom z powodu mojej cielesności. Moje podstawowe doświadczenie cis kobiet to doświadczenie wyobcowania i braku porozumienia, nawet w relacjach z przyjaciółkami, których w moim życiu było sporo. Do pewnego stopnia postrzegam bycie T4T jako swoją zemstę na systemie, w którym wyrastałom. Do pewnego stopnia uważam, że kategoria zemsty jest niepoważna. System nie ucierpi znacząco z powodu mojego celowego wykluczenia się z reprodukcji cisheteroseksualnej kultury.

A jednak jest w tym coś satysfakcjonującego i osobiście ważkiego. Jest we mnie poczucie dumy i radość z tego, że buduję transcentryczne społeczności. Że nie jestem w tym samo. Że kultura heteroseksualna jest dla mnie w tym momencie abstrakcją. Momenty styczności z nią w formie instytucji rodziny pochodzenia i pracy zarobkowej są surrealistyczne. Moja ścieżka życiowa rozrasta się w zupełnie innym kierunku niż większości moich rówieśników. Monoamoria, cispłciowość, reprodukcja rodziny odeszły już na bok. Jest dużo niepewności, zagubienia, prekarności. Ale jest też wolność. Jest poczucie, że moje życie, przynajmniej do pewnego stopnia, jest dla mnie twórczą materią, z której zdjęto tak wiele ograniczeń.

Bycie T4T jest też pozycją krytyki wobec systemu, który postrzegam jako inherentnie przemocowy i krzywdzący. Który mi i mojemu rodzeństwu wiele odebrał i odbiera. W którym musimy walczyć o przetrwanie. Nienawidzę patriarchatu i nienawidzę heteronormy. Rozpierdolmy je wspólnie. 

Wierzę w trans separatyzm jako jedno z rozwiązań. W potrzebę posiadania autonomicznych przestrzeni bez osób cis. W transową miłość i transową radość. Budowanie kapitału sojuszniczego widzę jako niewdzięczną konieczność naszych polityk, głównie asymilacyjnych. Im więcej cisów chętnych do jebania po normach płciowych, tym lepiej (chociaż fajnie by było, gdyby częściej robili to też w praktyce, a nie tylko słowem). Jednocześnie dostrzegam konieczność istnienia poza kontekstem sojusznictwa. W mieszkaniach, klubach i na skłotach. Na spacerach, w parkach i w tramwajach. Na zawłaszczonych obliczami szczurodziewczyn murach i w zakątkach internetu.

Nie mam siły nawoływać do wielkiego pospolitego ruszenia w celu uzyskania zmian legislacyjnych. Tak, przydałoby się, ale nie nadaję się do tego. Wolałobym zająć się organizacją Transowej Dumy 2023. Wolę pisać z moim przyjacielem, który ma myśli samobójcze. Z innym, któremu umarł ojciec. Umawiać przyjaciółce wizytę na usuwanie zarostu, bo nie lubi dzwonić. Oglądać JoJo ze znajomą, bo partnerzy ze mną zerwali w tym samym tygodniu. Wolę budować nowe znajomości i oddawać się nowym cielesnym przyjemnościom. Wolę pisać ten artykuł.

Moje wybory to też wybory dotyczące udostępniania mojej cielesności. Komu pozwalam się oglądać i dotykać. W jakim kontekście. W jakiej dynamice władzy. W większości wypadków myślenie o seksie z cisami kończy się refleksją nad strukturami władzy. Nad tym, czy mam w sobie chęć sprawiania przyjemności komuś, kto stoi nade mną w piramidzie upłciowionej przemocy. Odpowiedź to praktycznie zawsze: nie. Po prostu uważam, że te osoby na to nie zasługują. Nie zasługują na power tripa, jakiego może sprawić im egzotyczne doświadczenie seksu z transem. Nie zasługują na pracę objaśniania im moich potrzeb, którą musiałobym wykonać, żeby zapewnić sobie komfort. Nie zasługują na moją uwagę i czas15.

Chcę budować społeczności, które udowadniają, że osoby cis nie są nam potrzebne do bycia szczęśliwymi. W których czujemy, że to, co mamy do powiedzenia na własny temat, nie jest jedynie powtarzanym do znudzenia sloganem, którego nikt tak naprawdę nie słucha, ale autentycznym świadectwem naszych przeżyć. Chcę budować/zachowywać naszą transową historię i kulturę, z jej osobami bohaterskimi, artystycznymi i tymi stanowiącymi po prostu trzon naszych społeczności.

Ostatecznie chodzi mi o nadzieję i wolność. O funkcjonowanie obok opresji płci, podtrzymywanej mimowolnie przez wiele cisów i cisek. O zabawę ciałem i ekspresją. O jednoczenie się w trudnych momentach, planowanie strategicznych działań i po prostu życie codzienne. Transowość jest ponadpaństwowa, wielokulturowa, pozwala budować niesamowite mosty, doświadczać siebie ciągle w nowych odsłonach. Istnieć poza koniecznością czynienia naszych płci zrozumiałymi.

Czuję się szczęśliwe i wdzięczne, że życie zaprowadziło mnie do momentu, w którym mogę to napisać. Że znam wiele wspaniałych trans osób, wnoszących do mojego życia wiele wiedzy, doświadczeń i radości. Cieszę się, że jestem częścią społeczności, dzięki którym nie czuję się całkowicie samotne w moim przeżywaniu i przetwarzaniu świata.

Wiem, że moja droga nie jest dla każdej osoby. Wiem, że bywa czasem trudna i ryzykowna. Że sama transpłciowość nie jest gwarantem tego, że ktoś potraktuje nas z szacunkiem. Popełniamy błędy i uczymy się na nich. Czasem się na nich nie uczymy i popełniamy je dalej, krzywdzimy inne osoby. Nie powinno tak być, nie usprawiedliwiam przemocy. Ale osoby cispłciowe tak samo jak my dopuszczają się przemocy. Raczej częściej niż rzadziej ta płciowa przemoc niestety spada na nas. Częściej niż rzadziej tych samych typów przemocy nie doświadczymy z wnętrza swojej społeczności16.

Wybieram ścieżkę mniejszego ryzyka i większej czułości. Wybieram solidarność w doświadczeniu inności. Wybieram fantazje o przejmowaniu dostaw z ciężarówkami przewożącymi hormony, kradzieży dzieci heteroseksualnym parom i zdobywaniu przestrzeni wolnych od cisowej obecności oraz spojrzenia. Wybieram afirmację własnej transowości zamiast wstydu i poczucia winy.

Państwo nas nie obroni, prawa człowieka też nie. Wzniesiemy zasieki, będziemy bronić się samx. Tak mi dopomóż Sophie.

na koniec

Chcę podziękować wszystkim moim byłym osobom partnerskim za to, że kochały mnie, bez względu na to jak długo i z iloma problemami się mierzyliśmy. Chcę podziękować moim osobom współlokatorskim za bycie zupełnie różnymi, ale niesamowicie ważnymi dla mnie transkami, dzięki którym powroty do domu są powrotami do bezpiecznej przestrzeni. Chcę podziękować Stokrotce, która administruje serwerem discordowym, na którym po raz pierwszy w życiu mam grupę przyjaciół. Dziękuję B. za krytyczne uwagi do tekstu. Chcę podziękować wszystkim osobom przyjacielskim oraz dalszym, za wielo- i jednorazowe wymiany myśli, wzajemne wspieranie się, dzielenie się wiedzą i doświadczeniem.

Ten tekst jest dedykowany każdej osobie trans, która ma dość życia w świecie, który jej nie docenia i czuje, że chciałaby żyć inaczej. Obiecuję Ci, są osoby, które będą Cię kochać i akceptować, wśród których będziesz czuć się swobodnie. Nie zmyśliłom sobie ich, naprawdę istnieją, naprawdę możesz je spotkać. Nie tylko w internecie, ale też na żywo. Nie tylko daleko stąd, ale w Polsce, być może w swojej okolicy. 

Szukajmy i znajdujmy się. Gubmy, a potem odkrywajmy na nowo. Dawajmy sobie dużo przestrzeni, czułości i troski.

Kocham, że też jesteś trans.

Tekst opublikowany za zgodą osoby autorskiej. Treść i grafiki na licencji CC BY-NC-ND 4.0 PL.



  1. Internetowy Słownik Języka Polskiego PWN, Separacja, online: https://sjp.pwn.pl/szukaj/separacja.html [dostęp 28.12.2024]. ↩︎

  2. Tak, zamierzam celowo używać słów heteroseksualny i cispłciowy zamiast heteronormatywny, i nic nie możecie z tym zrobić. ↩︎

  3. Termin „kolonizacja” stosowany jest w krytycznych badaniach nad europocentryzmem, gdzie odwołuje się do czasów podboju nieeuropejskiego świata (Azji, Afryki, Ameryk) przez imperia europejskie. Opisuje proces podporządkowywania lokalnej ludności najeźdźcom – ustanowienia nowych struktur państwowych, zastąpienia rodzimych obyczajów i wierzeń, zasymilowania podporządkowanych do tożsamości najeźdźcy. Osoby stawiające opór podlegają dyscyplinowaniu za pomocą wszelkich dostępnych metod: od systemów edukacyjnych, przez cenzurę, po zniewolenie, tortury czy karę śmierci. Tutaj używam tego terminu szerzej niż jedynie w odniesieniu do kontekstu etnicznego – wychodzę z założenia, że każda tożsamość i (sub)kultura może podlegać kolonizacji ze strony kultury dominującej. Kiedy piszę o kolonizacji transowych tożsamości, mam na myśli podporządkowywanie ich cisheteronormatywnym reżimom wiedzy, poznania i przeżywania. Trajektorie naszych żyć są podporządkowywane dominującej heteroseksistowskiej kulturze, nakłada się na nie wymóg odgrywania heteronormy. Rekrutowane są do tego same osoby kłirowe w ramach neoliberalnych polityk asymilacyjnych – „możesz być kłirem ale na naszych warunkach: stwórz nuklearną rodzinę, miej ambicje do bycia członkiem klasy średniej, bądź takx samx jak osoby cishet, a wszelkich różnic wstydź się po kres swoich dni”. ↩︎

  4. Wiele różnych mniejszości używa słowa chaser na określenie osób uganiających się za nimi. Termin wychodzi od angielskiego terminu skirt chaser, czyli po polsku zwyczajnie „kobieciarz”. ↩︎

  5. Oczywiście te same mechanizmy przemocy są również obecne w przypadku interakcji patriarchalnych mężczyzn z kobietami. Kobieta może być komplementowana, a chwilę potem zwyzywana od kurew, bo nie jest zainteresowana kontynuacją kontaktu – i oba te zachowania są różnymi formami seksualizacji. Transfobiczna przemoc ma ostatecznie źródła w tych samych strukturach władzy, co przemoc mizoginiczna. ↩︎

  6. Nowy porządek świata, żadnych nowych bogów, tylko SOPHIE
    Wiecie, że Bogini jest trans, więc módlmy się do niej i streamujmy Trophy
    Tej nocy zróbmy rzeczy, które znajdą się w kompilacjach krindżu
    Wymyślmy nowe zachowania, w które wtrącą się heterycy [tłum. własne]. ↩︎

  7. foodhouse, mos thoser, Dog Show Records 2020 [min. 1:00], online: https://youtu.be/-Sy0C55ryXc [dostęp 28.12.2024]. ↩︎

  8. Zwrotu używam zupełnie serio. ↩︎

  9. Keffals, These People NEED to be STOPPED, 2022, online: https://youtu.be/iiMGS9Z1378 [dostęp 28.12.2024]. ↩︎

  10. Philosophy Tube, I Emailed My Doctor 133 Times: The Crisis In the British Healthcare System, 2022, online: https://youtu.be/v1eWIshUzr8 [dostęp 28.12.2024]. ↩︎

  11. fundacja_wrzenie, Wczoraj doszło w Bratysławie do potwornego zamachu terrorystycznego przed queerowym klubem [...], 2022, online: https://www.instagram.com/p/CjtBRCLoUnZ [dostęp 28.12.2024]. ↩︎

  12. BBC, Slovakia: Two dead after shooting outside LGBT bar, 2022, online: https://www.bbc.com/news/world-europe-63239523 [dostęp 28.12.2024]. ↩︎

  13. Malatino Hil, Trans Care [rozdz. 1, Surviving Trans Antagonism], University of Minnesota Press, London 2020, s. 2–3, online: https://muse.jhu.edu/book/78334 [dostęp 28.12.2024, książka dostępna w open access poprzez Project MUSE, tłum. własne]. ↩︎

  14. Wychodzę od feministycznej koncepcji labor of love, czyli miłosnego wysiłku. ↩︎

  15. Tak na marginesie – od pewnego czasu postrzegam potencjalne czynności seksualne z cispłciowymi mężczyznami głównie w kategorii pracy seksualnej. Jestem skłonne je rozważyć tylko pod warunkiem finansowej rekompensaty. Kilka propozycji zdarzyło mi się już otrzymać na grindrze pomimo braku jakichkolwiek informacji o tym, że pracuję seksualnie. Koniec końców rozmowy te umierały na kwestii negocjacji stawki (notabene niespecjalnie wygórowanej w odczuciu moim i znajomych osób, w tym seksworkerxx). ↩︎

  16. Czasem doświadczymy. Czasami doświadczamy patriarchalnej przemocy ze strony osób trans, które nie radzą sobie ze zinternalizowaną transfobią. Które mają transmizoginistyczne przekonania. To nie jest tekst dla tych osób. Nasze społeczności nie są dla nich. Transfobiczne transy nie będą mieć wstępu do transseparatystycznych komun. ↩︎