To w porządku, że nic nie jest w porządku


  • Dag Fajt

  • Margaret Killjoy

  • 2 cze 2025

  • Julia Zając

W okresie jesiennym 2016 roku zrobiłam coś bardzo jak na mnie nieoczekiwanego: zaczęłam płacić czynsz. Wcześniej przez jakieś sześć lat mieszkałam w vanie, wtedy zaś wynajęłam pokój w punkowej chacie na wsi, niedaleko Asheville w Karolinie Północnej. Czynsz był bardzo niski. Jako freelancerka projektowałam opracowania graficzne książek oraz sprzedawałam biżuterię i przypinki na Etsy, co z ledwością pozwalało mi utrzymać dach nad głową.

To właśnie w tamtym roku dokonałam coming outu jako osoba trans. W grudniu 2016 podczas koncertu na skłocie Ghost Ship w Oakland wybuchł pożar. To była wielka i głośna tragedia. W jej wyniku zginęła moja znajoma, kobieta o imieniu Feral. Umarła, robiąc coś, czym ja również się zajmuję: grając koncert w podejrzanej miejscówce DIY. Feral miała odwagę ujawnić się jako transka — dlaczego ja jej nie miałam? Od dekady podpisywałam swoje teksty imieniem Margaret, równie długo nosiłam wyłącznie sukienki i spódnice. Czemu więc nie byłam w stanie po prostu zmienić zaimków?

Zrobiłam to zatem.

Jesienią 2016 roku miało miejsce jeszcze inne głośne wydarzenie: ultraprawicowy gwiazdor reality show został wybrany na prezydenta Stanów Zjednoczonych, zgodnie z przepowiednią z Simpsonów.

Był to również rok, w którym zadzwoniła do mnie przyjaciółka, inżynierka ochrony środowiska, specjalizująca się w tym, jak rolnictwo wpływa na zmiany klimatu i jak samo jest przez nie kształtowane.

– Słuchaj – powiedziała – naprawdę nie chcę cię martwić, ale ryzyko nieurodzaju przy nadchodzących zbiorach jest większe niż zwykle.

Nie miałam za bardzo pieniędzy (sprzedawanie przypinek na Etsy nie zapewnia minimalnej – szokujące, nie?), ale mimo to zaczęłam oszczędzać, by móc sobie pozwolić na zrobienie zapasów jedzenia.

Oczywiście w 2017 roku Stanów Zjednoczonych nie dotknęła klęska głodu. Nie oznacza to jednak, że moja przyjaciółka się myliła – mówiła o zwiększonym ryzyku i miała rację.

Wciąż trzymam w piwnicy wiadra fasoli i ryżu z tamtego okresu. Nie było od tego czasu w Stanach nieurodzaju, który jakkolwiek mógłby przypominać klęskę głodu, ale ostatnie pięć lat jasno pokazało nam, czym może się przejawiać takie zjawisko: rosnącymi cenami, przerwami w łańcuchu dostaw i ogólną niestabilnością.

Pamiętam, że gdy jesienią 2016 roku obserwowałam wzrost popularności skrajnej prawicy i rosnącą globalnie średnią temperaturę, pomyślałam sobie: „Na całym świecie wszystko będzie się teraz pogarszać. Być może do końca mojego życia.”

Nie był to moment rozpaczy. To było, cóż – objawienie. Chwila, dzięki której przypomniałam sobie, że muszę cieszyć się życiem, delektować się nim.

Wciąż tak się czuję.

Dziś rano napisałam 1500 słów o tym, że to w porządku, nic nie jest w porządku. W szkicu tym obszernie omówiłam myśl, że choć obecnie jest źle, to zawsze może być jeszcze gorzej. Opisywałam, jak to „gorzej” może wyglądać i jak wyglądało w przeszłości. Napisałam to wszystko, bo sądzę, że czasami ludzie zapominają. Zapominają, że choć obecne status quo jest nieznośnie złe, to były w historii czasy (i wciąż są miejsca), w których sytuacja była absolutnie, nieporównywalnie gorsza.

Nie zamierzam publikować tego eseju. Bo myślę, że już wiecie, że może być gorzej.

Mam dziwną pracę, którą sama sobie stworzyłam. Moim celem w niej jest, jak sądzę, wyjaśniać ludziom dwie rzeczy jednocześnie: powtarzać „tak, jest źle i będzie jeszcze gorzej”, ale też mówić o radykalnym znaczeniu nadziei, planowania i marzeń. Robię to, ponieważ obie strony mnie zmęczyły – nie mogę znieść ludzi, którzy udają, że wszystko jest w porządku (nie jest), którzy twierdzą, że postęp jest nieunikniony, a świat zawsze będzie zmierzać ku lepszemu (nie będzie); jestem również zmęczona ludźmi zakładającymi, że nie da się uniknąć najgorszego (da się).

Przyszłość jest nieprzewidywalna. To, jak będzie wyglądać, zależy od naszych dzisiejszych działań.

Mycie zębów nie daje gwarancji, że ktoś ci ich nie wybije w trakcie bójki, ale to ryzyko nie sprawia, że szczotkowanie jest bezsensowne. Jest to działanie, które określa prawdopodobną przyszłość twoich zębów.

Regularne ćwiczenia nie oznaczają, że nie potrąci mnie autobus albo że uniknę utraty sprawności w wyniku dotykającego nas wszystkich procesu starzenia. Na dłuższą metę nasza jednostkowa sytuacja zawsze będzie się „pogarszać”, ponieważ nasze ciała ostatecznie stracą siłę, nasze umysły ulegną degradacji, aż w końcu umrzemy. I to jest w porządku.

Musimy działać, korzystając z siły, jaką posiadamy, dopóki jest nam dostępna – pomimo jej tymczasowości.

Walka z faszyzmem nie gwarantuje zniszczenia go. Mogę wam tylko powiedzieć, że jeżeli nie będziemy z nim walczyć, to jego triumf stanie się nieunikniony.

W miarę nasilania się kryzysu klimatycznego faszyzm będzie oferował ludziom proste rozwiązania ich problemów: „to wina migrantów”, „to wina dewiantów”. Nasza praca jest trudniejsza. Nie możemy dawać łatwych odpowiedzi, bo nie możemy kłamać. Prawda jest złożona, co więcej – nasze rozwiązania musimy wypracować wspólnotowo. Nie mogę wskazać ci najlepszego wyjścia, bo sama nie mogę go znać, bo jestem przecież tylko pojedynczą osobą.

Mogę ci tylko opowiedzieć, jakie są strategie, które wypracowałam dla samej siebie, jakie wybory podejmuję, by funkcjonować w tym świecie. Moje odpowiedzi to zestaw praktyk, rzec można – rytuałów. Mycie zębów i walka z faszyzmem to dla mnie ta sama kategoria działań. Jestem uczciwa wobec ludzi, ponieważ moim celem jest wspieranie samodzielnego myślenia, a tego nie można osiągnąć poprzez oszustwo. Wiem, że zarówno nadzieja, jak i rozpacz są zaraźliwe, a celem mojej pracy jest szerzenie nadziei pozbawionej kłamstw. Godzę się z nieuchronnością mojej śmierci i pozwalam, by fakt ten dawał mi odwagę. Pamiętam, że odwaga nie wynika z nieobecności strachu, lecz z jego przezwyciężenia.

Pamiętam, że przyszłość nie została jeszcze spisana.

I pamiętam, że to w porządku, że nic nie jest w porządku.